Jak informuje portal PlanetF1, zaplanowane spotkanie w przyszłym tygodniu dotyczące zmian silnikowych się nie odbędzie.
W ubiegłym tygodniu Auto Motor und Sport podał wiadomość, że po weekendzie na Monzy ma odbyć się duże spotkanie między FIA, Formułą 1 i producentami jednostek napędowych. Temat obrad miało być skrócenie cyklu regulacji silnikowych 2026 o 2 lub 3 lata. Kluczem programu była jednak sprawa silników V8, które według tych planów miały zastąpić przyszłoroczne konstrukcje. AmuS donosił o pomyśle silnika V8 2.4 litra z układem elektrycznym, lecz jak się okazuje, do spotkania nie dojdzie.
PlanetF1 przekazał, że data spotkania została zawieszona i nie podano nowego terminu. Według tego portalu, w piątkowy wieczór podjęto decyzję o podtrzymaniu całego cyklu silników 2026, który ma trwać do 2031 roku. Przełożenie spotkania ma dać czas wszystkim producentom na dokładnie przygotowanie się do następnych rozmów o jednostkach napędowych, lecz przez najbliższe lata prawdopodobnie nie będzie o czym.
Powodem odwołania spotkania w pierwotnym terminie ma być niewystarczające poparcie wśród producentów. AMuS już wcześniej mówił o tym, że zdecydowanie przeciwnym do pomysłu szybszej zmiany silników było Audi i Honda, a do tego grona mógł także dołączyć Mercedes. Dwójka pierwszych producentów swoją decyzję argumentuje tym, że pogłębiająca się elektryfikacja współpracująca z silnikiem spalinowym ma być wpisana w strategię rozwoju firmy i była kluczowym czynnikiem do angażu w Formule 1. Mercedes z kolei liczy na to, że ich jednostka napędowa, tak samo jak w 2014 roku, okaże się niedościgniona i w takim wypadku byliby ostatnim zespołem chcącym szybszej zmiany przepisów.
Oznacza to zatem, że silniki V8 zobaczymy nie wcześniej niż przed 2031 rokiem. Jednostki V6 doczekają się swojego całego planowanego cyklu, co najbardziej bolesne jest prawdopodobnie dla kibiców, którzy głęboko liczyli na poprawę dźwięku bolidu F1.
Decyzja o zawieszeniu rozmów w sprawie większych silników może dziwić, szczególnie z uwagi na wsparcie jakie otrzymał ten pomysł. Już w lipcu prezydent FIA jasno powiedział, że Formuła 1 musi zmierzać do cięcia kosztów, a jednym z elementów tej strategii miało być przejście na silniki o prostszej budowie, gdzie układ elektryczny byłby mocno ograniczony. Tak samo mówił Stefano Domenicali, choć ostatnimi czasy lepiej jest, kiedy Włoch milczy w mediach. Podobne zdanie wyrażał Helmut Marko, który również zwracał uwagę na aspekt finansowy oraz zadowolenie kibiców.
Ciężko racjonalnie zrozumieć, dlaczego władze sportu tak szybko porzuciły temat nowych silników, skoro niosą one za sobą wiele pozytywów. Niestety ponownie zadowolenie oraz opinia kibiców znajduje się na bardzo dalekim torze i zarządzający Formułą 1 zdają się o nich całkowicie zapominać. Oczywiście poza jednym przypadkiem, kiedy właśnie ci kibice kupują potem bilet na weekend wyścigowy, wtedy dla F1 są najważniejsi na świecie, lecz taki stan trwa przez może 3 dni.
Obecnie chyba jedynym powodem, który zmusiłby FIA do ponownego podjęcia rozmów na temat zmian silników, byłaby spektakularna klęska sezonu 2026. Przepisy silnikowe wciąż nie są w pełni kompletne, a wątpliwości kierowców nie zniknęły. Dalej w powietrzu wisi groźba potrzeby odpuszczania gazu na prostych, ponieważ silnikowi zabraknie energii. Jeśli te najczarniejsze obawy faktycznie się spełnią, to Formuła 1 zaliczy kilkakrotnie większą porażkę wizerunkową oraz finansową, niż w wypadku szybszego wycofania silników 2026.
Fot: Red Bull Content Pool