Ferrari nie może zaliczyć Grand Prix Singapuru do udanych. Właściwie, stajnia z Maranello ostatni udany weekend wyścigowy miała jeszcze przed przerwą wakacyjną, w Belgii. Po wakacjach bolid SF-25 kompletnie się rozsypał lub jest rozbijany przez rywali. Charles Leclerc i Lewis Hamilton ukończyli nocną rywalizację na odpowiednio 6. i 8. miejscu. Brytyjczyk miał dodatkowe ciężary w postaci zepsutych hamulców na ostatnim okrążeniu, gdzie finalnie po karze stracił jedną pozycję kosztem Fernando Alonso. Hiszpan na jednym kółku odrobił blisko 50 sekund.
Charles Leclerc także nie był wolny od problemów technicznych. Monakijczyk jest bardzo zdenerwowany takim wynikiem w Singapurze. Bolid wciąż pozostaje dla nich wielkim problemem.
– To trudne, bardzo trudne. W tej chwili nie jesteśmy mocni i mamy ogromne problemy z samochodem. To nie jest łatwe. Chciałbym móc powiedzieć, że jestem pozytywnie nastawiony na resztę sezonu, ale nie sądzę, żeby w samochodzie było cokolwiek, co by mi udowadniało, że zrobimy krok naprzód.
Jako duży problem Leclerc wskazuje brak poprawek do bolidu. Od czasu nowego tylnego zawieszenia w Belgii Ferrari nie miało już żadnych nowych części, kiedy ich główni rywali, a więc Red Bull i Mercedes przywieźli kilka ważnych innowacji.
– Myślę, że taka jest rzeczywistość naszej obecnej sytuacji. Nie do końca wiem, jak to zmienić, bo nie mamy nowych części ani niczego nowego do samochodu. Zrobiliśmy postępy, ale inni też, więc różnica pozostała mniej więcej taka sama, a potem Red Bull znalazł dużo w ciągu sezonu. Ostatnio Monza, gdzie zrobili naprawdę duży krok naprzód, a teraz wydaje się, że Mercedes zrobił też krok naprzód, a my jesteśmy jedynymi, którzy nie znaleźli rozwiązania.
W podobnym tonie wypowiedział się Lewis Hamilton. Brytyjczyk, gdyby nie awaria hamulców, prawdopodobnie wyprzedziłby Kimiego Antonellego w walce o 5. pozycje. Dodatkowo przez cały weekend prezentował dobre tempo i był ogólnie szybszy od Leclerca.
– Współczuję całemu zespołowi, od cateringu po marketing, chłopakom z garażu i inżynierom, którzy pojawiają się co weekend. Naprawdę dają z siebie wszystko, ale samochód, którym dysponujemy, niestety nie dorównuje poziomowi tych, którzy są przed nami. Zwłaszcza że oni przeszli kilka ulepszeń, a my nie możemy im dorównać. Jesteśmy na krawędzi, próbując zbliżyć się jak najbardziej.

Statystyki drugiej połowy sezonu 2025 są brutalne dla Ferrari. Żadnego podium i dopiero 4. miejsce w tabeli zdobywców punktów. Stajnia z Maranello zdobyła tylko 38 punktów. Dla porównania: Red Bull – 96, McLaren – 91, Mercedes – 89, Williams – 32.
Wielką presję musi odczuwać obecnie Fred Vasseur, który niestety w tym sezonie zupełnie nie sprostał oczekiwaniom. Francuz obiera jednak inną drogę niż jego kierowcy i główną winę za złe wyniki zwala na niewykorzystanie potencjału.
– Już na samym początku wyścigu poprosiliśmy Charlesa o odpuszczanie gazu przed hamowaniem. Chodzi o znalezienie odpowiedniego punktu hamowania w takiej sytuacji. We wszystkich wyścigach, w których byliśmy trochę bardziej, trochę mniej, trochę bardziej, trochę mniej, trochę bardziej z tyłu, trochę bardziej z przodu. Trzeba było zmienić balans hamulców. Ostatecznie tracisz prawdopodobnie więcej na punkcie odniesienia podczas jazdy samochodem niż na samym potencjale.
– Bardzo frustrujące jest to, że przez ostatnie dwa weekendy przyjeżdżaliśmy do… Baku, a potem do Singapuru. Na początku weekendu tempo było dobre. Szczerze mówiąc, nie wycisnęliśmy z samochodu wszystkiego, co najlepsze. Wczoraj w Q1 pojechaliśmy 29,7 s, a potem w Q3 też 29,7. Pod koniec wszystkich wyścigów walczyliśmy, żeby nie znaleźć się w defensywie. Dla zespołu to bardzo frustrujące. Koniec końców, wkładamy tyle wysiłku, żeby tam być, że kiedy trzeba wszystkie wyścigi robić z tyłu, to nie jest dobrze.
Przed Ferrari prawdopodobnie bardzo trudna końcówka sezonu. Bez poprawek ciężko będzie im walczyć o podia, a realny jest nawet spadek na 4. pozycje w klasyfikacji konstruktorów. W takiej sytuacji byłby to dla nich najgorszy rok od sezonu 2020, który ukończyli na 6. miejscu.
Fot: Ferrari